wtorek, 30 grudnia 2008

A tak w ogóle...

...to przez to całe grudniowo, końcoroczne i inne zamieszanie nie zauważyłem, że 5 grudnia blogowi stuknął roczek!

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Końcówka roku

No i powoli mamy koniec szacownego 2008 roku. Święta na Śląsku były super!...Poświąteczne spotkanie z kolegami też udane (wszyscy w doskonałej formie). Chwilowo powróciłem do Warszawy ale już pojutrze jadę znów na Śląsk. Powrócę już w 2009 z życzeniem by był jeszcze lepszy niż ciągle jeszcze panujący 2008, czego sobie i odwiedzającym bloga mieszkańcom Bemowa życzę z całego serca!

sobota, 20 grudnia 2008

To był ostatni R.I.P z serii

Czas zacząć do nowa;)

środa, 17 grudnia 2008

Słabo jest dość...

...czyli R.I.P II albo nawet III czy IV.

środa, 3 grudnia 2008

Światło płonącego gmachu Reichstagu rozświetlało rozściełający się za nim zielony park. Tłum ludzi, uciekinierów ze świata zagarniętego przez Wściekłych ścieśniony na coraz mniejszym terenie wolnym od płomieni patrzył z wiarą na Desmaela. Ich jedynej nadziei na ratunek. On sam stał wraz z Andrzejem i Elisabeth wpatrzony chyba bardziej w świat swojego ja niż w to co dzieje się wokół. Andrzej spytał: "Des, co teraz zrobimy, co Ty zrobisz, dlaczego tak się to kończy? Uwierzyliśmy Ci!...a teraz, teraz...Oni zwyciężyli?! Mimo tego wszystkiego, mimo poświęcenia tych wszystkich ludzi?"
Desmael spojrzał na Andrzeja i na Elis - "Powiedzcie mi jak można uwolnić świat od tego plugastwa, tego ludzkiego plugastwa? Nie w sensie technicznym, to mogę sobie wyobrazić i mogę uczynić. Jak można tego dokonać i nie mieć poczucia winy? Jak przeżyć to, że choć było się nadzieją wielu, tak naprawdę jest się ogrodnikiem oczyszczającym ogród z najazdu szkodników? Ratującym jedynie owoce?" Andrzej był zszokowany, "Des, Des...co Ty mówisz?"
Dwa słupy światłości wytrysnęły wprost z czarnego nieba i gdy tylko sięgnęły ziemi objawiły się jako Azechiel i Teramiel, przyboczni Desmaela. Teramiel jak zwykle zmaterializował się wraz z jedną z ziemskich elektronicznych zabawek w swych dłoniach. Od razu zresztą zaczął z obłędem w swych płonących oczach, naciskać jej klawisze, najwyraźniej bawiąc się doskonale.
"Teramiel, do kurwy nędzy, czy mógłbyś choć przez chwile być poważny?" - Desmael mimo wszystko wyglądał tak jakby miał zamiar się uśmiechnąć.
"Des, nie czepiaj się, przecież i tak się już zbieramy" - wycedził przez zęby Teramiel nie odrywając wzroku od swojej zabawki.
Elisabeth wpatrywała się w Desmael nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa, jej oczy były tak wielkie, jakby pierwszy raz w życiu zobaczyła anioła. A przecież nie był to jej pierwszy raz.
"Des, Des dlaczego nic nie robisz...spójrz na tych wszystkich ludzi przecież jesteś ich jedyną nadzieją!" - Andrzej już bardziej krzyczał niż mówił - "Oni nas otoczyli, spalą nas wszystkich, wszyscy zginiemy! Przegraliśmy!"
Desmael spojrzawszy ponownie z dezaprobatą na Teramiela przeniósł wzrok na Azechiela i zapytał "Aze - powiedz mi, naprawdę już na nas czas?. Przecież moglibyśmy jednak....". 
"Des - już tylko my zostaliśmy. Wszyscy inni już się już zwinęli" - Azechiel wydawał się lekko zniecierpliwiony.
"Des - co teraz będzie co zrobimy? Ratuj nas!!!" - Elisabeth w końcu jakimś cudem udało się wydobyć z siebie głos - "Przecież ja, przecież ja Cię...A dla nich wszystkich" - powiodła wzrokiem po otaczającym ich tłumie ludzi - " dla nich jesteś zbawicielem...nadzieją na ratunek, Des proszę, błagam"
Z zabawki Teramiela ozwał się głos, dość beznamiętnie choć jednak chyba z pewną dozą satysfakcji oznajmujący "Game Over" co najwyraźniej zdenerwowało anielskiego fana elektronicznych gier "Kurwa - Des - kończmy to wreszcie bo już nie mam zdrowia, muszę chyba rzucić te zabawy"
Desmael jakby westchnął - spojrzał na Andrzeja i Elis - "Tak naprawdę nie o was tu chodzi, również nie o ten cały tłum, który mnie, nam, zawierzył. Jedyne co się liczy to Jego pierwiastek, który w sobie nosicie. Każda jego cząstka jest dla niego cenna, każdy z Was nosi w sobie część jego odczuć, emocji, wspomnień i czego jeszcze kto wie. Wasze życia, ciała, wspomnienia, miłości nienawiści same w sobie nic nie znaczą - jedynie jako część Jego są ważne. Nie możecie tu zostać i pozostawić siebie Wściekłym"
"Ale, ale...co Ty, co ...co zamierzasz. Desmael, kurwa, o czym Ty mówisz??" - Andrzej krzyczał jak szalony.
Des już go nie słuchał, zmienił się w słup oślepiającego światła sięgającego nieba, podobnie jak Azechiel i Teramiel. Trzy kolumny nieprawdopodobnej światłości złączyły się w jedność. W tej chwili ludzi stłoczeni na zielonych skwerach za Reichstagiem przestali krzyczeć, lamentować i jęczeć. Zaczęli osuwać się na ziemie, pozbawieni życia w okamgnieniu, jakby za dotknięciem różdżki złego czarownika.
Andrzej, który zdążył jeszcze chwycić dłoń Elisabeth, osuwając się w dół usłyszał grzmiący głos, którgo nie był w stanie zrozumieć....i zniknął w bezgranicznej studni nieświadomości.
Słup światłości ponownie zmienił się w trzech aniołów w ludzkiej postaci. Cały teren zasłany był ciałami ludzi otoczonymi przez krąg szalejących płomieni.
"No to co, wygraliśmy?" - Teramiel uśmiechnął się patrząc na Desmaela - "Nie dostaną ich" - powiódł wzrokiem po ciałach zaściełających okolice.
"Zamknij się Ter" - wycedził Desmael przez zęby - "Aze - muzyka!"
Azechiel zamyślił się na krótką chwile, lekko uśmiechnał i wokół rozległa się ich ulubiona melodia...
"I believe in angels, something good in everything I see...I believe in angels..."
Des spojrzał na Teramiel i Azechiela. W chwilę potem zmienili się razem w słup oślepiającego światła i znikneli w czarnej otchłani nieba. Podobnie jak i ludzkość.